12 lut 2013

Niedziela - opowiastka z okazji dnia Babci i Dziadka





Mam przyjaciela, który nie wstydzi się prawdy. Prawdy o sobie samym. Zna swe słabości i jawnie się do nich przyznaje. Lubię go słuchać, bo gdy mówi, mówi ciekawie i mądrze. 

Wczoraj opowiedział mi historię o swojej babci. Cudownie pogodnej istocie, która odeszła już z tego świata, lecz pozostawiła po sobie tak wiele. 


Jako mały chłopiec, mój przyjaciel, każdego wieczora klękał z nią przed ogromnym obrazem Jezusa i Maryi. Do dziś pamięta umiłowane serca - Pana w koronie cierniowej i Matki Jego w kwiatach. A babcia zaczynała się modlić tymi słowy : "Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną!(...)Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. 


-Moja ukochana babcia, to ona nauczyła mnie modlitwy, wiązania butów i tabliczki mnożenia - wspominał z czułością.

Kiedy mój przyjaciel przebywał w Europie Zachodniej, każdej niedzieli, już z samego  rana, wsiadał na rower i jechał na mszę świętą. Pokonywał 15 kilometrów, aby znaleźć się w pięknym kościele i wysłuchać mszy świętej w rodzimym języku. Czasami jak mawiał, gdy się bardzo zamyślił, nie wiedząc kiedy znajdował się u bram cudownej świątyni. 

W słoneczne, pogodne niedziele, wyjeżdżał rowerem dużo wcześniej, aby móc spokojnie i beztrosko, obserwować piękno mijanej natury. Święty, niedzielny dzień wyglądał jak każdy inny. Mężczyzna starannie myje swoje BMW, kobieta właśnie wywiesza pranie, sędziwy staruszek z drabiną przy drzewie, przycina stare gałęzie...Na polu pracuje traktor, a w oddali słychać dźwięk maszyn i kosiarek spalinowych. 

Bywały i trudne momenty, gdy "gwizdnęli" mu rower, szedł na piechotę te 15 kilometrów :) gdy nie miał roweru,  jeździł autobusem. Kiedyś w połowie drogi, zerwał się mu łańcuch, innym razem zaskoczyła go straszna ulewa. Ostatnio "poszła" mu dętka...Roweru jednak na samochód nie zamierza zamienić...

Zapytałem mojego przyjaciela, czy to warto tak się trudzić? Tyle rowerem dojeżdżać? Nic mi nie odpowiedział, lecz po chwili spojrzał na mnie i wyrecytował te słowa :

Święto niechaj świętem będzie, tak bywało przedtem wszędzie.
Święta przedtem ludzie czcili i wszystko na czas zrobili;
I ziemia hojnie rodziła, bo pobożność Bogu miła.
Dziś bez ustanku pracujem i dniom świętym nie folgujem,
więc choć niby zarabiamy, ale przecież nic nie mamy.
Albo nas grady porażą, albo zbytnio deszcze karzą,
więc złe mamy urodzaje i drogość z tego powstaje.
Pracuj we dnie, pracuj w nocy, próżno bez Bożej pomocy.
Boga, Boga dzieci trzeba, kto chce syt być swego chleba.
Na Boga też trochę łożmy a sami sobie nie trwożmy,
wrócą się i lepsze lata, jeszcze to nie koniec świata.

- Wiesz, tego wiersza nauczyła mnie moja babcia - odrzekł.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz